środa, 17 lipca 2013

Jak sprzedać dom w miasteczku bez perspektyw i kupić apartament w rozwojowym mieście?

 Z cyklu "Ciekawe historie" opowieść 002.

W 2006 roku, kiedy jeszcze mało kto przeczuwał nadchodzący boom i szybkie wzrosty cen nieruchomości, przyszedł mi do głowy szalony pomysł - wyprowadzić się z 50-cio tysięcznego Radomska do jakiegoś dużego miasta z perspektywami. Sytuacja była inspirująca do zmian.

Pierwszy powód - miasto zaczynało się wyludniać. Oficjalnie nie było tak źle, raptem w ciągu dwóch lat odnotowano w statystykach zmniejszenie liczny mieszkańców o ok. 2 tys osób, ale w rzeczywistości było dużo gorzej. Wiele osób wyjeżdżało do Anglii, Francji, Niemiec do pracy nie wymeldowując się z rodzinnych domów, więc statystyki ich nie obejmowały. Kiedy jednak kolejny weekend nie było z kim zrobić grilla, bo większość bliskich znajomych opuściła Radomsko w poszukiwaniu godnych warunków, w świadomości zapaliła się ostrzegawcza kontrolka - coś z tym miastem nie tak! Podobny los, jak się później okazało, spotkał wiele Polskich miast, które nie miały perspektyw rozwoju i pewnych miejsc pracy dla kolejnych pokoleń.

Drugi powód - agencja reklamowa, którą prowadziłem, coraz trudniej wypracowywała wyznaczony poziom dochodów. Małe miasto, czyli ograniczona ilość klientów, więc nowych trzeba było szukać coraz dalej. Udawało się, ale choć obroty się zwiększały i rosło zatrudnienie to jednak spadała zyskowność bo przez rosnącą konkurencję topniały marże. W Internecie pojawiały się pierwsze drukarnie i firmy reklamowe, w których klient mógł zamawiać wszystko taniej bezpośrednio z dostawą do biura. To zapowiadało jeszcze większą konkurencyjność na tym rynku, co obecnie, po kilku latach od tych pierwszych symptomów, rzeczywiście zaowocowało prostymi nawykami u osób zamawiających poligrafię lub inne usługi reklamowe - najpierw sprawdzę po ile to jest w Internecie później będę się targował z moim dostawcą. Dla przykładu kiedy jeszcze w 2006 klient bez narzekania kupował banery i reklamy zewnętrzne w cenach 80-120 zł/metr to obecnie można je kupować w cenach 20-30 zł/metr, pakiet 1000 wizytówek kosztował 300-450 zł a obecnie ok. 50 zł! Jest różnica?

Mógłbym dodać do tego jeszcze jeden istotny powód, który momentami był nawet tym najważniejszym - teściowa! - ale aż tak bardzo odkrywać kulis prywatnego życia nie zamierzam, więc zasygnalizuję tylko bez szczegółów, że owszem, myśleliśmy też o tym, że przeprowadzka pozwoli na bardziej samodzielne życie po swojemu i ograniczenie ingerencji niektórych członków rodziny.

Tak czy inaczej, bilans za i przeciw w pewnym momencie jednoznacznie przechylił się w kierunku wyprowadzki i tak już pozostał aż do skutku. Po poważnych dyskusjach, kiedy cała nasza najmniejsza komórka rodzinna, czyli ja, żona i córka, wypunktowaliśmy jakie kierunki nas interesują, na krótkiej liście znalazły się w takiej kolejności: Kraków, Wrocław, Poznań, a ewentualnie braliśmy też pod uwagę troszkę Łódź, którą doskonale znałem, oraz ogólnie nieokreślony dokładnie kierunek - góry. Każdy z nas też wypisał cechy pożądanych lokalizacji oraz najważniejsze cechy dyskwalifikujące. Ja jako dotychczas dbający o stan techniczny domu, dodałem, że wolałbym nie podejmować się już dłużej tych pracochłonnych obowiązków i tak krok po kroku wyłoniła się spójna całość celu: przestronne mieszkanie w kamienicy w okolicach centrum, najlepiej Krakowa! Cel bajka! Nawet chyba to nas aż tak bardzo zmobilizowało do jednoznacznej decyzji - sprzedajemy dom i wyprowadzamy się.

Dom do sprzedania.
Opiszę co wchodziło w jego skład. W zasadzie to były dwie działki i dwa budynki. W sumie działki miały 1000 m.kw. a sam dom miał mieszkalnej powierzchni ok. 200m.kw na kwadracie 10x11m, z zewnętrzną klatką schodową i dwoma osobnymi wejściami. Typowy dwurodzinny dom, z jednym piętrem i balkonem. Dach po remoncie, nowe rynny, wymienione okna PCV, nowe centralne, wyremontowane górne mieszkanie i częściowo dół. 1/4 mieszkania dolnego do remontu. Obok domu, na wspomnianej wydzielonej osobno działce stał budynek, w którym prowadziłem swoją firmę. Nowy, wybudowany zaledwie 2 lata wcześniej, też dwukondygnacyjny, nowoczesny budynek, idealnie docieplony i dość funkcjonalny. Nadawał się na wiele rodzajów prowadzenia biznesu albo do przerobienia na osobny dom. Na podwórku była jeszcze 100 metrowa szklarnia, wiata, skalniak i pięknie utrzymane trawniki z elementami ogrodowymi np. miejscem na ognisko. Całość ogrodzona nowym betonowym płotem z wjazdem z ulicy. Cała posesja bardzo rodzinna jednocześnie z możliwością prowadzenia firmy obok domu, więc dla niektórych wręcz idealnie. Po porównaniu cen rynkowych, z lekką pomocą znajomego rzeczoznawcy - Mirosława Rudka - oszacowaliśmy cenę 440 tys. złotych z możliwością negocjacji.

Mieszkanie do kupienia.
Dopóki nie myśleliśmy o pieniądzach a o samych potrzebach czy też marzeniach dotyczącym nowego miejsca, wizja podobała się całej naszej trójce bo przecież była wypadkową naszych oczekiwań. Mieszkanie dość duże, ok. 100 m.kw, oczywiście w kamienicy, najlepiej wspólnotowej bezczynszowej. Dlatego aby jak najmniej kosztowało utrzymanie i abym nie musiał się troszczyć o utrzymanie stanu technicznego tak jak troszczyłem się do tej pory o własny dom. W kamienicy aby było wysokie tak. ok. 3 metrów, no i aby poczuć się mieszczaninem w mieście, a nie blokersem. Pokoje muszą być nieprzechodnie, okna na stronę słoneczną, itd, itd... Lista szczegółów zawierała nawet odległości od szkoły i sklepów, bo moje drogie panie chciały też sobie zagwarantować odpowiedni komfort. W końcu myśleliśmy, że te 400 tys. za dom wystarczy aby zapewnić sobie odpowiedni standard przy kupowaniu mieszkania. Ale chyba najsłabszym punktem naszych oczekiwań były nazwy miast. Kraków, Wrocław i Poznań jak się okazało, akurat nie należały do najtańszych, a raczej wręcz przeciwnie, ale dowiedzieliśmy się o tym dopiero kiedy rozpoczęliśmy przeszukiwanie ofert na portalach. Największe zaskoczenie było kiedy okazało się, że podobne mieszkania w tych trzech miastach należy czasem zapłacić jeszcze raz tyle co w innych miastach Polski!

Konfrontacja marzeń z realiami.
Topnienie założeń, jak lodu w lato, rozpoczęło się z dwóch stron jednocześnie. Z jednej strony oglądający, zainteresowani kupnem, czasem potrafili tak wkurzyć, że odechciewało się z nimi rozmawiać. Mój kochany dom, moje trawniki i skalniaki, szklarnia - oczko w głowie, budynek firmy, który jakby nie było świeżutko wybudowany z wartością księgową ok. 170 tys. złotych - wszystko to dla niektórych oglądających czasami nie stanowiło żadnej wartości a czasem nawet patrzyli na to jak na problem. Momentami to było żenujące kiedy musiałem wysłuchiwać mądrości typu: A dlaczego zrobiliście wejście od tyłu domu, przecież wejścia robi się od przodu? Po co taki wielki skalniak, trzeba będzie to pielić ciągle. A nie mógł Pan zrobić płotu z siatki, ten betonowy taki jak w więzieniu się wydaje. A dlaczego nie ma okien na klatce tylko luksfery, nie da się ich otworzyć. Nam zakład za domem nie potrzebny, można kupić sam dom? A inni - można kupić sam zakład? I inni jeszcze inne pomysły mieli. Takich pytań i uwag były setki, w dodatku prawie każdy opowiadał coś o sobie i pytał o nasze osobiste sprawy. Myślałem sobie, kupujesz czy nie kupujesz, co mnie obchodzi Twoje życie, ale nie było wyjścia, słuchałem życiowych opowieści i pokazywałem resztę domu z uśmiechem. Poza tym nikt nie złożył nam poważnej oferty przez kilka tygodni oglądania, nawet wydawało mi się, że całe miasto już obejrzało nasz dom z ciekawości, a nie z zainteresowania kupnem, najczęściej tylko słyszałem, że chcemy za dużo.
A z drugiej strony stopniała też nasza pewność siebie kiedy rozpoczęliśmy poszukiwania naszego wymarzonego mieszkania w kamienicy w Krakowie, później w pozostałych miastach. Najkrócej wniosek był taki: 400 tys. ok. 100 metrów do kapitalnego remontu, albo wyremontowane, do urządzenia minimum 600 tys.! Więc co, brać kredyt?

Zaskakujący finał. Bielsko-Biała
Co się stało, że w rezultacie zamieszkaliśmy w Bielsku-Białej. A jakie duże miasta są najbliżej Krakowa? Mniej więcej takie w jakim mieszkaliśmy nie interesowało nas już, więc musiało być większe. Pewnego dnia zajrzałem na strony agencji nieruchomości z Bielska. Otworzyłem kilka, szukałem mieszkań w kamienicach, kolejno nic, nic, nic, jest! Biuro Nieruchomości Kanon, zakładka mieszkania-apartamenty, ogłoszenie: mieszkanie w kamienicy 130m.kw, centrum miasta, nowa niższa cena! Zdjęcia bardzo fajne, układ dość przyjazny i te 185 tysięcy złotych za podobne mieszkanie, za które w Krakowie chcą ponad 400! Zapytałem tylko żony - znasz kogoś w Bielsku? Po jej odpowiedzi - a gdzie to jest? - wiedziałem, że piszemy się na niezłą przygodę, ale oglądanie mieszkania umówiłem, bo wydawało się interesujące i tanie. Przyjechaliśmy zobaczyć - bielskie kamienice zrobiły na nas ogromne wrażenie - omówiliśmy warunki, obiecałem odezwać się jeśli się zdecydujemy, przy okazji zobaczyliśmy kilka innych mieszkań w mieście i aby poznać klimat miasta pospacerowaliśmy po starym mieście, zobaczyliśmy Sferę i wjechaliśmy na Szyndzielnię, gdzie nawet zdecydowaliśmy się zanocować w schronisku.


Kamienice przy skrzyżowaniu 3 Maja i Sixta w Bielsku-Białej. Foto: Kocjan.pl

Ale ogólnie nie było dobrze, bo nasz dom nie miał kupca, a my już byliśmy pod głębokim wrażeniem Bielska i w zasadzie zdecydowani to pierwsze mieszkanie, które obejrzeliśmy. Wróciliśmy do Radomska naładowani bielską energią z założeniem - spuszczamy z ceny! Poszły kolejne ogłoszenia z niższą ceną, rozpuściliśmy wieści po znajomych, daliśmy ogłoszenia nawet do gazet w Częstochowie i Łodzi. Przyszli nowi zainteresowani, nawet wyłoniła się rodzinka, która miała wizję na naszą całą posesję, bo zajmowali się stolarstwem, więc budynek firmy pasował na zakład, dolna część domu na biuro z wzorcownią a góra do zamieszkania. Pozostał tylko temat ceny - 350? Za dużo. Kolejna rozmowa 330? Za dużo. Kolejna rozmowa, ostatecznie 300? Może być, jesteśmy dogadani! Jednak w trzech bankach odrzucone wnioski o kredyt, słaba historia dochodów. Bank PKO ostatecznie po rozmowach składa ofertę - mogą sfinansować tylko część kwoty, resztę kupujący musi dołożyć gotówką. Jednak z gotówką krucho, a do nas wydzwania agent z Bielska-Białej czy przyjeżdżamy z zadatkiem a trzymać rezerwację mieszkania? Decydujemy się, wpłacamy zadatek i mamy teraz już tylko miesiąc na sfinalizowanie. Nasz klient jednak dzwoni z rezygnacją, nie zgromadzą tyle gotówki aby zapłacić za dom tyle ile chcemy. Pat!

Ostateczna decyzja.
Siadam z kalkulatorem i kartką. Aby kupić to mieszkanie, potrzebuję 185 tys. + 5 tys. dla agencji nieruchomości + opłaty notarialne i inne kolejne 5 tys. + remont zakładamy, że ok. 50 tys. powinno wystarczyć, więc potrzebujemy ok. 250 tys. Jeszcze od sprzedaży budynku firmy muszę odprowadzić VAT i podatek. Dzwonię do zainteresowanych naszym domem. Szczera rozmowa przy dobrej kawie, poczęstunek domowym ciastem i małymi kroczkami dochodzimy do finalizacji - policzyli, że gotówki i z kredytu mogą maksymalnie mieć 285 tys. Opuszczamy więc jeszcze i podpisujemy umowę wstępną. Dalej akcja toczy się już piorunem, pakowanie, bieganie z papierami, załatwianie sprzedaży, załatwianie kupna, notariusz jeden, notariusz drugi, paczki pieniędzy w aktówce, klucze... mieszkamy w Bielsku-Białej!

Więcej o urokach mieszkania w Bielsku-Białej w innej ciekawej historii ;)

Pozdrawiam
Dariusz Młynarczyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz